... choć trochę nieprzyjemny, bo deszczowy, podaruję moich słodkim dzieciaczkom relację z wygranego meczu derbowego. Jako, że muszę jeszcze jakoś w tym wstępie wypełnić miejsce, w imieniu całej drużyny chciałem podziękować naszemu młynowi w składzie: juniorzy, rezerwowi, sympatycy, którzy to swoim dopingiem podczas meczu na pewno pozwoliły wykrzesać z siebie więcej.
Najpierw o juniorach: Nie pokazali się oni ze złej strony, remisując 3:3. Niestety składu ani strzelców nie podam, ponieważ nie koncentrowałem się na tym meczu. Wiecie no... musiało być odpowiednie przygotowanie mentalne przed głównym widowiskiem.
Przed meczem seniorów, wbrew moim wcześniejszym zapowiedziom, trener miał ból głowy co do składu. Pierwszy bramkarz - nie dojechał, stoper - nie mógł dziś zagrać. Nominalnych obrońców do dyspozycji jak na antybiotyk. Udało się jednak ustawić defensywę, która była w stanie zapobiec utracie gola. Pomagał bramkarz, sędzia i szczęście też pomogło, lecz skoro napastników rozlicza się z goli, to ja rozliczam obronę ze straconych bramek. Trener trochę postanowił zaryzykować i odrobinę poeksperymentować: w bramce zagrał Stasiu, na bokach obrony Czernik z Mietkiem Koprem. Stopera postanowił zagrać sam trener, przed nim ustawił Ciacha. W pomocy od lewej: Tworek, Skrzypczak, Marcin Koper, Białkowski. Atak stworzyli Witoń z Tereszkiewiczem co było chyba największym zaskoczeniem. Nie często zdarza się przesunięcie o dwie pozycje w tydzień. Jacek jednak nie pokazał się ze złej strony, a wręcz przeciwnie - szarpał ile mógł.
W pierwszej połowie broniliśmy bramki od strony szatni. Nie można powiedzieć, że któraś z drużyn była lepsza podczas tych 45 minut. Akcje mieliśmy my, mieli rywale. Obie drużyny starały się grać bokami i wrzucać piłki w pole karne. Mieliśmy ich kilka. Wszystkie oprócz jednej dotarły do celu. Mizernej jakości wrzutkę z prawej strony wykonał Białkowski. Na 15 metrze pojawił się jednak osamotniony w kryciu Tworek i miał on dobrą okazję na zamknięcie akcji strzałem z woleja. Grzesiek wyczuł jednak, ze w tak intensywnym niepilnowaniu musi kryć się jakiś podstęp i nie trafił w piłkę. Cygany, widząc iż granie wrzutkami nie przynosi rezultatów przerzucili się na indywidualne akcje. Po jednej z takich goście wykonywali rzut wolny z dogodnej pozycji i odległości. Rytwiński wyglądał tak pewnie, że strzelający na wszelki wypadek wykopał piłkę na stratosferę, byle tylko nie dać szans Rytwińskiemu na interwencję - niechybnie rozsadzającą czaszki swoją niesamowitością. Sędzia, wiedząc że w pierwszej połowie gol nie padnie, skończył ją.
w druga połowa wyglądała następująco: atak Cygan > strata > kontra Chmielowa > strzał > nie ma gola. I tak w kółko. Wyraźnie to pokazuję, że może przewagi nie mieliśmy, ale były akcje podbramkowe i sytuacje, po których szansa na strzelenie gola wynosiła 101%. Co z tego skoro do strzelenia gola potrzebna nam była piłka kopnięta w ręke gości. Przebywszy truchcikiem 100 metrów Stasiu podszedł i strzelił gola z karnego. Później mieliśmy 3 dobre okazje. 1. Tereszkewicz kiwał obrońców i zagrał w pole karne do Witonia, ktory z niecałych 10 metrów trafił z pierwszej piłki w stadion Wisły Baranów Sandomierski. 2. Kolejne zagranie z prawej strony, kolejny strzał z pierwszej piłki. Sprytnie, nad lekko wysuniętym bramkarzem próbował Kosmala. Stróż bramki pokazał, że warto było w podstawówce skakać przez kozła i koniuszkami palców wybił na rzut rożny. 3. Tym razem akcja z lewej strony. Podanie do Podleśnego, który mając przed sobą puściutką bramkę trafił w słupek. Taką sytuację wykorzystałby nawet barszcz z uszkami. Cygany jak wspominałem napierały. Próbowały wszyskiego. Po jednej z takich nawałnic boleśnie ucierpiał Trener. Został on kopnięty w ścięgno Achillesa i zmuszony był opuścić boisko. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy okazało się, że uraz nie jest na tyle poważny na ile mogło się wydawać na początku. Cygany nie dały nam przez to fory. Wciąż nacierały. Były strzały głową - Stasiu obronił. Była piłka w bramce - sędzia gwizdnął. Nie wiem co, ale gwizdnął. Były podania - goście raz bez problemu rozklepali obronę Płomienia i gdyby tylko trochę bardziej chciało im się biegać, to ktoś dotarłby do posłanej wzdłuż bramki piłki i wpakował ją do bramki. Mecz dłużył się strasznie, lecz gdy w końcu zabrzmiał ostatni gwizdek to normalnie było UFFF.
Cóż. Pokazaliśmy jak należy wygrywać z Cyganami. Dać im atakować, kontratakować, strzelić przypadkowego gola, wygrać mecz. Styl mógłby być lepszy, lecz liczy się co w sieci. Kibice więc nie powinni narzekać.
Galeria zdjęć.