- autor: Phenom, 2011-04-03 19:14
-
Czy jest to stwierdzenie prawdziwe? Jak ch****a! To właśnie ostatni mecz przyniósł najlepszy wynik. Było już 3:6, 1:2 i 0:3. Poetycko mówiąc - porażki same. Dzisiejszy reamis 1:1 jest odskocznią od codziennej cotygodniowej rutyny. Więcej w rozwinięciu.
Ej, ej. Prima Aprilis było w piątek. Żarty płatane przez wiatr i boisko nie były na miejscu. Przyrodzie nieożywionej nie idzie przemówić do rozsądku. Przy wiejącym halnym, na kartoflisku, z sędzią bez gwizdka zaczęliśmy mecz. Co tu dużo pisać o 1-wszej połowie. Była raczej wyrównana. Cygany miały co prawda 2 strzały w poprzeczkę, lecz poprzeczek nikt nie pamięta. Każdy pamięta tylko gole. Tych w pierwszej części meczu nie było wcale.
Druga połowa była znacznie ciekawsza. Zaczęła się ona od mocnego uderzenia Michała Mroczka. Ograł on jak przedszkolaków dwóch rywali, a jego uderzenie lewą nogą wylądowało w siatce. Radość nie trwała zbyt długo. Wystarczył jeden rzut wolny. Błędy w kryciu, piłka przeleciała przez 63 osoby w polu karnym, z podziemia wyrasta nie obstawiony zawodnik rywala i zdobywa gola. Moment później bliźniacza sytuacja. Na szczęście dla nas nie zakończona golem. Po tym były raczej smuty. Z sił opadły obie ekipy. Od czasu do czasu mieliśmy tam jakieś akcje w okolicach pola karnego Cygan. Wynik jednak już nie uległ zmianie i tak oto zamknęliśmy teatrzyk.
Wystąpiliśmy w składzie:
Rytwiński, M. Czernik, Tereszkiewicz, Kotulski, Sabo, Swatek, Tworek, Koper, Skrzypczak, K. Czernik, Bojarski, Białkowski, Mroczek, Durlej